Kocham góry. Niesamowite widoki zapierające dech w
piersiach. Człowiek wspinając się na jakiś szczyt czuje się taki malutki. Góry
uczą pokory, zaskakują, zmieniają punkt widzenia i potrafią pomóc człowiekowi
otworzyć oczy na wiele spraw, o których nie myśli się na co dzień, pomagając
przy tym zapomnieć o smutnej, szarej rzeczywistości.
Do Zakopanego zawsze chętnie wracam i wracać będę. Odpowiada
mi tamtejszy klimat, atmosfera i magia tego miejsca. Być tak blisko natury,
przyrody to niesamowite doświadczenie, zarówno dla ciała jak i dla umysłu.
Kilka następnych wpisów poświęcę właśnie górom.
Jest to idealne miejsce do pracy nad kondycją fizyczną, siłą
i wytrzymałością wysiłku. Sama po sobie zauważyłam, że pierwszego dnia tuż po
przybyciu na miejsce miałam problem z wejściem na…Gubałówkę. Natomiast
ostatniego dnia skakałam jak kozica, nie zważając na pogodę. Zakwasy miałam
lekkie, kolano dopiero po ostatniej – najdłuższej wyprawie zaczęło się buntować
(opuchło, zebrał się płyn). Gdyby nie pogoda – na którą na szczęście byłam
przygotowana – o czym będziecie mogli przeczytać jutro – pewnie zdobylibyśmy
więcej szczytów – jednak w tych warunkach było to nie tylko niebezpieczne, ale
i uciążliwe.
W ciągu czterech dni pokonaliśmy 46 kilometrów - tyle udało mi się zliczyć. Zarówno w
słońcu jak i w ulewnym deszczu. Przeżyłam burzę życia – takiego nieba i
błyskawic nie widziałam nigdy!
Trasy naszych wędrówek możecie zobaczyć poniżej. Niestety
nie używałam endomondo na bieżąco, ze względu na zbyt szybkie pochłanianie
baterii w telefonie i brak zasięgu w dalszych partiach gór.
Zaraz
po przyjeździe weszliśmy na Gubałówkę, z której zjechaliśmy śmiesznym,
dwuosobowym wyciągiem. Tego samego dnia poszliśmy do Doliny Kościeliskiej. W
nocy pogoda się popsuła. Kolejnego dnia, w strugach deszczu przeszliśmy przez
Dolinę Strążyską i dalej czarnym szlakiem ścieżką Nad Reglami. Doszliśmy do
Doliny Białego i wzdłuż Białego Potoku doszliśmy do mety naszej wędrówki.
Kolejnego dnia przeszliśmy Dolinę Chochołowską – chochoł w końcu odwiedził
rodzinne strony ;D Kilometry zrobiliśmy również spacerując po Krupówkach,
zajadając się naturalnymi lodami i oscypkami z żurawiną.
A już jutro relacja ze szlaków i o tym, co zabrać ze sobą w góry.
Aż naszła mnie ochoty, aby wybrać się w Tatry... i tak też zrobię :D
OdpowiedzUsuńSpacery w górach bardzo korzystnie wpływają na nasze zdrowie!!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam spacerować w górach :)
OdpowiedzUsuńGratuluję! Wspinaczka to nie lada wyzwanie. Pierwszy raz w tym roku wspinałam się na Teide (zaznaczam że mam lęk wysokości, z którym staram się walczyć). Było wysoko, bałam się jak cholerka, ale jak już udało się zdobyć szczyt byłam z siebie bardzo dumna :) I miałam bardzo podobne odczucia jak TY :)
OdpowiedzUsuńCześć :) Chciałbym Ci powiedzieć, ze naprawdę posiadasz wielki talent :) Jaki talent? Talent do pisania oczywiscie :) Swietny blog. Jest to blog warty polecenia innym, naprawdę :) Zagladam tu regularnie i w sumie nie zamierzam przestac. Zamierzam jedynie nieco bardziej aktywnie komentowac :) Do tej pory za często tego nie robilem, jednak na pewno to zmienie :)
OdpowiedzUsuńoch, góry! kocham! :D
OdpowiedzUsuńJa w góry jadę na początku czerwca, nie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci słonecznej pogody ! :)
Usuńgóry są niesamowite, piękne i z charakterem !
OdpowiedzUsuńWolę morze, ale nasze góry też są piękne. I dlatego w długi weekend jedziemy w Karpaty ;)
OdpowiedzUsuń46 km w cztery dni - gratulacje! Świetny wynik :) Jeśli chodzi o ulewy w górach, to mnie kiedyś złapała jak szliśmy z rodziną na Dolinę Pięciu Stawów. MASAKRA! Zmokliśmy strasznie i nie widzieliśmy ani jednego stawu na dobrą sprawę, bo była straszna pogoda ;( mam chęć kiedyś powtórzyć tą wyprawę, tylko wcześniej sprawdzę dokładnie pogodę ;D
OdpowiedzUsuńGóry są niesamowite. Można odpocząć od zgiełku panującego w miastach, a przy okazji pomyśleć. :)
OdpowiedzUsuń