Leżeć z gilem do pasa, poruszać się w łóżku ruchem pełzakowatym, gdy każde przemieszczenie, uniesienie ręki sprawia ból i olbrzymi wysiłek. Kaszleć jak gruźlik, być gorącą jak piekarnik, narzekać na cały świat, ledwie słysząc na lewe ucho i ledwie paczać przez łzawiące oko. Przespałam poniedziałkowy wieczór i cały wtorek. Dzisiaj wstałam wypoczęta z nadzieją, że już jest lepiej. Życzyłam sobie aby antybiotyk miał jakieś turbokojące doładowanie, jednak im bliżej wieczora czuję, że znów opadam z sił, kaszel mnie dusi, tonę w smarkach i mam ochotę zjeść coś niezdrowego. Też tak macie? Jak chorujecie to marzy Wam się same obrzydliwie niezdrowe, tłuste żarcie? W takich chwilach żałuję, że McDonald nie ma dowozu do domu...chociaż może to i dobrze? W końcu samo dojście, albo nawet dojazd autem wymaga jakiegoś nakładu energii. No bo trzeba się ubrać, założyć buty i zejść po schodach, jak jest długa kolejka - a przeważnie jest, to jeszcze stojąc można popalić. Podobno 40 minut stania pozwala spalić 100 kcal :) ale ile zdrowia się traci! Ile człowiek tej chemii w siebie wpakuje! A to zaprocentuje. Czy to oznacza, że będąc chorym nasze myśli są głównie autodestrukcyjne? Czy może nie jesteśmy w stanie panować nad popędami leżącymi gdzieś głęboko w naszej naturze? A może nasz system poznawczy jest tak wyczerpany, że procesy motywacyjne zepchnięte zostają do lamusa. Dlaczego właśnie dzisiaj po ponad roku nie jedzenia McDonalda czuję się jak opętana wariatka, której przed oczami skaczą szczuplutkie, opalone fryteczki. I jeszcze nie mogę zaspokoić swojej dziwnej zachcianki, jakaż to olbrzymia frustracja! Agonia.
Spadła mi odporność - stres, zmęczenie, przepracowanie, niedosypianie. Ta choroba w gruncie rzeczy przyszła w dobrym czasie. Odpocznę sobie, wyśpię się i napiszę w końcu magisterkę. I jeszcze zacznę pisać pracę podyplomową na psychodietetykę. Pójdę też do fryzjera, bo jednak rudy to nie mój kolor. Pochodzę bez makijażu po domu, bo przecież nikt mnie nie widzi. Poprzytulam się z psem, bo zazwyczaj jakoś brakuje na to czasu. Wrócę do czytania książek, bo czytanie rozwija. A w weekend przyjedzie R. i naładuje mnie swoją bliskością.
Niestety muszę się ratować antybiotykiem, dziwnymi tabletkami. Dużo piję, pożeram miód i czosnek. Liczę na to, że w poniedziałek odzyskam siły. A tymczasem umilam sobie czas meczykiem i książką :)
I trochę Kamy :)
Kama i Madzia
Wiosno! Chonotu!
Moja Ty zdrowiej:) moze cię odwiedze w weekend?
OdpowiedzUsuńzapraszam, zapraszam! Kawka, herbatka czy od razu wódeczka :) ?
Usuńja bym brała wódeczke ;d
Usuńmoim zdaniem w rudym Ci do twarzy ;d
zdrówka :)
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
UsuńAle nogi... :) Dużo zdrowia i prosimy o częstsze posty :). Tęskno za Tobą.
OdpowiedzUsuńAha, a w rudym świetnie wyglądasz. Zwłaszcza na zdjęciu w czerwonym płaszczyku :)
Usuńw Rybniku jest firma, która dowozi jedzenie z maka ;)
OdpowiedzUsuńW pierwszej kolejności domowe antybiotyki:czosnek,miód,mleko,cebula,herbatki,inhalacje ziołowe i niebawem wyzdrowiejesz:)
OdpowiedzUsuńW rudym myślę że Ci do twarzy,ale nie wiem jak w innych kolorach:)
Zdrówka:)
Zdrowiej! Ja przerabiałam antybiotyk dwa tygodnie temu i niestety fastfoodowe myśli też za mną łaziły ;) Odeśpisz sobie stresy przynajmniej, nie planuj za dużo na ten czas chorobowy, daj organizmowi luzu :)
OdpowiedzUsuńNa Cyprze McD. dowozi! Nie zebym korzystala, bo ja nie jadlam w Macu moze z 5 lat, ale jakby co to mozesz sie tu przeprowadzic;)
OdpowiedzUsuńZdrówka kochana.
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje nogi a rudy jest mega, z resztą masz piękne długie włosy :)
bidulo, chorowanie kiepska sprawa...ale zawsze można zaległości książkowe odrobić;-)
OdpowiedzUsuńDużo, dużo zdrowia :) Łączę sie z tobą w chorobie bo sama też teraz jestem w nie najlepszym stanie, trzymaj się !
OdpowiedzUsuńZdrowiej!
OdpowiedzUsuńna ostatnim zdjęciu wygladasz jak kirsten stewart ;)
OdpowiedzUsuńOj nie ty jedna wpadłaś w sidła choroby, ja właśnie wyleczyłam sie z anginy...
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo zdrówka i szybkiego powrotu do formy :)
Ależ Ty ładna jesteś :)
OdpowiedzUsuńZdrowiej, odpoczywaj... No i fajnie, że znowu jesteś :)
Zdrowiej ! :) Proponuję zaopatrzyć się w propolis,szybko stawia na nogi ;)
OdpowiedzUsuń"w końcu napiszę magisterkę"? Śledzę Twojego bloga już od dawna i wydawało mi się, że obroniłaś się w październiku? czy chodziło o licencjat?
OdpowiedzUsuńPowerade postawi Cie na nogi! :)
OdpowiedzUsuńWiem, coc zujesz, bo sama siedze z gilem po pas i zdycham:( Zdrowiej!:)
OdpowiedzUsuńWspółczuję choroby, Nie znoszę tego. Ale jedyny plus to taki, że człowiek nadrobi zaległości książkowo - filmowe. ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo zdrowia.
Zdrówka życzę! ;)
OdpowiedzUsuńJaki przepiękny uśmiech na zdjęciu! :D Ja również chora :C nie mogę biegać, ani na basen :/ Ostatnio gotowałam na parze brokuły i smakowały świetnie :D Bez smażenia czuje się lepiej, chociaż czasami smażone kusi zapachem ;d Zdrowiej ;)
OdpowiedzUsuńO rany, co za zmiana! :) Czytam Cię od początku i jestem pod ogromnym wrażeniem :)
OdpowiedzUsuńwow na ostatnim zdjęciu zjawiskowo, świetny kolor włosów :)
OdpowiedzUsuń