wtorek, 20 marca 2018

Niewydolność szyjki macicy - moja historia.


Witajcie! Obiecałam, że napiszę na blogu wpis dotyczący niewydolności szyjki macicy. W związku z tym, że nie mam wykształcenia medycznego bazować będę na swoim doświadczeniu i wiedzy, którą zdobyłam na etapie studiowania mojego problemu i rozmów ze specjalistami z zakresu ginekologii i położnictwa.

Gdy zaszłam w moją drugą ciążę - z Jasiem - miałam takie wyobrażenie, że gdy minie 13 tydzień ciąży to jestem bezpieczna. Nie wiedziałam NIC o skracających się szyjkach, przedwczesnych porodach, późnych poronieniach, odklejających się łożyskach itd. Z czasem aplikacja ciążowa podsuwała mi różne newsy, ale nigdy nie pomyślałam, że na własnej skórze będzie mi dane doświadczyć tego wszystkiego. Przecież zdarza się to tak rzadko..

Nie wiem czy jest sens powtarzać informację, które możecie bez problemu wygooglować. Ale może to co najważniejsze. Niewydolność szyjki macicy czyli jej skracanie, rozwieranie prowadzi do poronienia lub przedwczesnego porodu. 
Skąd się bierze niewydolność szyjki? Szyjka jest osłabiona, czego powodem mogą być wcześniejsze zabiegi na szyjce macicy (łyżeczkowanie, sztuczne poronienie), wady wrodzone, nieprawidłowości produkcji kolagenu, wcześniejsze porody, zaburzenia hormonalne, ale także infekcje. Jedne kobiety mogą też mieć anatomicznie krótsze szyjki. Wszystko jest w porządku do 14 tygodnia. Po 14 tygodniu gdy zaczyna coraz bardziej rosnąć macica i bobas zaczynają się problemy - szyjka nie jest w stanie wytrzymać ciężaru, nie jest w stanie utrzymać ciąży - zaczyna się przedwcześnie rozwierać i ''puszczać''. Wpadnijcie do Mamy Ginekolog - kto nie zna Nicole? 


Wróćmy do mojej ciąży z Jasiem. 
Czułam się doskonale - żadnych wymiotów, nudności, biegałam, pływałam, w 17 tygodniu marszem pokonałam ponad 15 km. I własnie po tym marszu pierwszy raz poczułam, że przesadziłam. Zaczęło mnie boleć podbrzusze. Łyknęłam lek rozkurczowy i minęło. Za 2 dni miałam wizytę u mojego lekarza prowadzącego więc nie panikowałam. Na badaniu okazało się, że jest wszystko ok, ale faktycznie macica zachowuje się dość niespokojnie, napina się, stawia, twardnieje. Za tydzień pojawiłam się na kolejnej kontroli, na której to okazało się, że szyjka od ostatniej wizyty skurczyła się w ekspresowym tempie. Nie położyłam się do szpitala, ale zalecono mi oszczędny tryb życia, pobrano posiew z kanału szyjki i zaproponowano założenie pessara - wtedy jeszcze wciąż nie wiele wiedziałam, co tam się odstawia. Posiew nie był jałowy więc przez tydzień przeleczyłam się antybiotykiem i w 20 tygodniu w gabinecie lekarskim założono mi pessar, który miał za zadanie odciążyć szyjkę macicy i zapobiec jej dalszemu skracaniu. Założenie krążka jest bezbolesne, odbywa się szybko, nie wymaga znieczulenia. Jest metodą nieinwazyjną, jednak ma jedną bardzo dużą wadę - jako ciało obce jest bardzo często przyczyną infekcji. I właśnie w 31 tygodniu z zagrażającym porodem przedwczesnym wylądowałam w szpitalu. W posiewie wyhodowano nic innego jak paciorkowca, który przyczynił się do dalszego skracania i rozwarcia szyjki na opuszkę palca. Zastosowano antybiotykoterapię, dostałam zastrzyki na rozwój płuc dla Jasia, w razie gdyby doszło do przedwczesnego porodu, leżałam i czekałam na rozwój sytuacji. Po trzech dniach wszystko minęło. Po tygodniu zostałam wypisana do domu z zaleceniami wytrzymania do 36 tygodnia :) Wytrzymałam. Po skończonym 36 tygodniu zdjęto mi pessar. Porodu spodziewaliśmy się w każdej chwili, ponieważ szyjka była zgładzona, mięciutka, skrócona maxymalnie i rozwarta na 2 cm. Z rozwarciem i bez szyjki dochodziłam do 39 tygodnia, poród został wywołany, trwał 2,5 h. Wszystko skończyło się szczęśliwie. W czasie ciąży prowadziłam oszczędny tryb życia - ale nie leżałam plackiem w domu. Funkcjonowałam normalnie, ale bez szaleństw.

W trzeciej ciąży ze Stasiem, nie mieliśmy tyle szczęścia. Problemy zaczęły się w 18 tc. Do skrócenia szyjki do 2 cm doszło niemalże bezobjawowo i ekspresowo. W poniedziałek szyjka ma 3,5 cm, w środę niecałe 2 cm i zaczyna rozwierać się od środka - szybka decyzja - zakładamy szew okrężny, natychmiastowa hospitalizacja. Jeszcze w środę w nocy, w szpitalu dostałam plamienia z dróg rodnych. Początkowo wszyscy myśleliśmy, że krwawi skracająca i rozwierająca się szyjka. Plamienie/ krwawienie jest przeciwwskazaniem do założenia szwu - także leżymy plackiem, biorę leki i czekamy aż plamienie ustąpi, a macica "uśnie". Na początku tygodnia zakładamy szew. W piątek pojawiły się regularne skurcze, które hamowały leki rozkurczowe, ale na krótką chwilę. W nocy dostałam krwawienia - jak się okazało na USG z dolnej, przedniej części łożyska - odkleja się. CRP rośnie....gdzieś jest infekcja? Posiewy czyste. Jeden antybiotyk - CRP rośnie, drugi antybiotyk - CRP jeszcze wyższe...Macica twarda, napięta, trzy dni to był jeden wielki skurcz. W niedzielę w nocy szyjki już nie było, pojawiło się 3 cm rozwarcie - ale ja już wcześniej wiedziałam, że nie dotrwamy do szwu, że tym razem nie będzie dobrze. Nad ranem urodziłam Stasia. W 19 tygodniu ciąży nie miał żadnych szans na przeżycie, do końca był żywym, zdrowym chłopcem. Moje ciało zawiodło. Ja zawiodłam. Nie byłam w stanie utrzymać ciąży. O tym, że był to najgorszy moment mojego życia - to już wiecie. Bardzo się bałam - jeszcze długo po. Jednak wiedziałam, że mamy XXI wiek i wiele kobiet z niewydolnością szyjki macicy rodzi zdrowe, donoszone dzieci. Na tym etapie wiedziałam już, że niewydolność szyjki się leczy, jednak trzeba zareagować odpowiednie wcześnie. Nie pozwoliłam na to, by strach ze mną zwyciężył. Nie pozwoliłam sobie na więcej chwil słabości. Uwierzyłam w to, że jestem silna, że sobie poradzę. I byłam przygotowana na to, że jak będzie trzeba to te 9 miesięcy przeleżę.

Jestem w kolejnej ciąży. Z szyjką o długości 2,5 cm w 15 tygodniu. Z profilaktycznie założonym szwem okrężnym, do którego zakwalifikował mnie najlepszy specjalista w Polsce - profesor Dębski. Człowiek, który w swoim życiu widział wiele beznadziejnych przypadków - i większość z nich skończyła się dobrze. Jestem pod doskonałą opieką mojego lekarza prowadzącego ciążę. Skłamałabym gdybym napisała, że się nie boję. Boję się każdego dnia. Wiele rzeczy nie jesteśmy w stanie zaplanować, przewidzieć, wykluczyć. Mam świadomość tego, że może spotkać mnie coś złego. Pogodziłam się z tym, że moje ciało nie jest doskonałe, że okres ciąży jest dla mnie okresem bardzo trudnym i wymagającym. 


Jednak wierzę w to, że mimo niewydolnej szyjki uda mi się donosić ciążę do bezpiecznego okresu. Wszystkim mamom, które mają problemy ciążowe, straciły dzieci z powodu niewydolności przesyłam mnóstwo pozytywnej energii i wiary w to, że się uda. Najważniejsze, żebyście zrozumiały, że to nie jest Wasza wina - tak się po prostu zdarza. Mówią - ciąża nie choroba - a ja się z tym nie do końca zgodzę. 

O metodzie leczenia którą zastosowano w moim przypadku w następnym poście.

Kama.


3 komentarze:

  1. Kama jesteś silną kobietą! Podziwiam Cię i trzymam kciuki. Obserwuję Cię na instagramie i czekam na same dobre wieści. Dobrze, że Jasiu taki wyrozumiały :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam podobny scenariusz ciążowy na koncie :) Do 25 tygodnia wszystko super i nagle szyjka 1,2 cm. Natychmiastowa decyzja o założeniu pessara. I tryb życia bardzo stacjonarny, wędrówki tylko do łazienki. Udało się :) w 39 tygodniu urodziło się moje Największe Szczęście :) które skończyło niedawno dwa latka. Intensywnie myślę o kolejnej ciąży, ale też z tyłu głowy mam strach o to, co będzie... jednak mój wrodzony optymizm każe mi wierzyć, że będzie ok :)Najgorsze, że to wszystko dzieje się bezobjawowo i tak naprawdę poza nami... no i spada na nas z zaskoczenia. Jestem przekonana, że pięknie dotrwacie do końca...czego Ci z całego serca życzę :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Wpis z jednej strony bardzo smutny, a z drugiej... cudowny! Gratuluje Maluszka i wierzę, że tym razem będzie wszystko dobrze :*

    OdpowiedzUsuń